piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 11

   "Nadejdzie czas, gdy wszyscy będziemy martwi. Nadejdzie czas, gdy nie pozostanie ani jeden człowiek, który by pamiętał, że ktokolwiek kiedykolwiek żył czy że nasz gatunek czegokolwiek dokonał. Nie pozostanie nikt, kto by pamiętał Arysto..."*
   Drzwi otworzyły się z hukiem. Kamil podniósł głowę znad książki. Konrad oderwał wzrok od zeszytu do chemii. Kuba nawet nie drgnął. Bartek zdyszany stał w progu.
- Słyszeliście o tym?
- Zależy o czym - odparł niechętnie Konrad.
- Ty też nic nie słyszałeś? - spojrzał zdumiony na Kamila. Ten pokręcił przecząco głową. - Twoja dziewczyna jest w szpitalu.

*  *  *
   - Cześć, księżniczko - uśmiechnął się. Spróbował ją objąć. Odepchnęła jego rękę. - Hej, co jest?
- Zostaw mnie - mruknęła Klara.
- Co się stało? - Maciek nic nie rozumiał. Spróbował ją pocałować. Odepchnęła go z całej siły.
- Zostaw mnie, rozumiesz?! Mam cię serdecznie dość!
- Daj spokój...
- Nie! Zostaw mnie! Idź sobie! [Chciałoby się wręcz rzec: A kysz, duszo nieczysta. Ale nie wypada. To poważna sprawa. Zbyt poważna.]
- Uspokój się...
- Ja. Jestem. Spokojna! - krzyczała. Miała gdzieś to, że inni przyglądają się im. Pewnie myślą, że to mała kłótnia, po której zaraz się pogodzą i będą znowu szczęśliwi. Ale ona nie będzie szczęśliwa. To niemożliwe. Nie teraz. Nie w tej sytuacji.
- Dobra, jak chcesz. Zobaczymy się wieczorem, okej?
   "Czy ten dureń nic nie rozumie?!"
- Nie, nie okej! Nie zobaczymy się! Chcę, żebyś sobie poszedł! Zostawił mnie! Raz na zawsze! Zniknął z mojego życia! Na Amen! - krzyczała, każdy wykrzyknik podkreślając tupnięciem nogą.
- Ło borze, co ci jest?
- Nic mi nie jest, do cholery jasnej!!!
   Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Odchodząc, usłyszała ciche "Wariatka...".

*  *  *
   - Wiktoria?
   Bartek kiwnął głową. Przyjrzał się Kamilowi. Chłopak momentalnie zbladł.
- Co... co się stało?
- Nie wiadomo. tak samo, jak z Oskarem!
- I mówisz, że... Że jest w szpitalu?
- Tak. Nagle straciła przytomność.
- Wiktoria... - szepnął. Głos mu drżał. Nie wiedział, co ma zrobić. Gotów był natychmiast biec do szpitala. Ale - czy go wpuszczą? Może nie jest tak źle? Oskar w końcu odzyskał przytomność... Może Wiktoria też?

* *  *
   - Konrad!
   Odwrócił się.
- O co chodzi? - spytał zimno.
- Możemy porozmawiać? Proszę... Proszę, chodź na zewnątrz porozmawiać ze mną...
   Kiwnął głową.
   - Przepraszam - szepnęła Klara, gdy wyszli przed szkołę.
- Za co?
- Za... Za wszystko... Za to, jak cię traktowałam... Że cię ignorowałam i odtrącałam...
- Myślisz, że przeprosiny coś zmienią? - nawet na nią nie patrzył.
- Nie wiem... Może... Nie. Konrad, ty naprawdę... Naprawdę coś do mnie czujesz?
- Kiedyś może tak. Chyba już mi przeszło - stawiał na szczerość. Nie będzie owijał w bawełnę. Niech Klara zrozumie, co on czuł. Niech wie. Niech zna prawdę. Należy jej się? Być może. teraz on będzie traktował ją tak, jak ona traktowała jego. Z rezerwą. Chłodno. Bez uczuć.
- Och... Przeprosiny nic nie zmienią... Chcę tylko, żebyś wiedział, że... - urwała.
- Co? Żebym wiedział co?
- Że... - tym razem nie dokończyła dlatego, że się rozpłakała. - Przepraszam.
   Wbiegła do budynku, przecierając rękawem oczy.

~~

* Green John "Gwiazd naszych wina"