środa, 23 lipca 2014

Rozdział 12

   - Niestety, na razie nie można jej odwiedzać.
   Panna Maj rozłożyła bezradnie ręce.Widząc zmartwioną minę Kamila, położyła mu rękę na ramieniu.
- Tak mi przykro. Przyjaźnisz się z nią?
   Zastanowił się. Kiwnął głową.
- Naprawdę mi przykro. Nie mamy pojęcia, co się stało. To już cztery osoby.
- Cz-cztery?
- No tak.
- Oskar... Wiktoria... Maciek... No i Klara.
- Klara? Jaka Klara?
- W naszej szkole jest tylko jedna Klara. Klara Słowacka.

*  *  *
    Śniła...    Stała pośrodku wielkiej łąki. Dookoła pełno kwiatów, nade nią niebo, bez żadnej chmury... Delikatny ćwierkot ptaków, kicanie zajączka, na ramieniu usiadł jej motyl, czuła się jak w raju... UMARŁA? W oddali widziała drzwi, kolorowe drzwi. Zaczęła do nich biec, czuła że musi coś ją do nich pchało, nie miała władzy nad swoimi nogami. Drzwi same się otworzyły, a ona została wepchnięta do nich siłą której dotąd nigdy nie czuła.
   Weszła do pustkowia, wszędzie tylko czerń - czarna ziemia i niebo.. suche, łamiące się drzewa, stare grobowce... i ona.. długowłosa, mała dziewczynka śpiewała na środku mrocznej łąki, zrywała zwiędłe kwiaty i tańczyła. Dziewczyna nie słyszała jej słów więc podeszła bliżej... i bliżej, wsłuchiwała się najmocniej jak tylko mogła. I stanęła przed nią, mroczna postać była odwrócona do niej tyłem... wydawała się piękna... Czarne, długie włosy i długa, mroczna suknia, dokładnie okalająca jej ciało... podkreślała jej idealną figurę... Śpiewała o śmierci. Dziewczyna postanowiła dotknąć ramienia nieznajomej, a ona w mgnieniu oka odwróciła się w jej stronę. To co zobaczyła zapamięta do końca życia... Nie miała oczu, nosa, brwi.. nic prócz ust ułożonych tak jakby przez cały czas miała być smutna, zrozpaczona... Mroczna bestia zaczęła krzyczeć.
- Uciekaj!
   ...A dziewczyna.... biegła w czarną otchłań nie wiedziała dokąd, aż nagle... OBUDZIŁA SIĘ.

*  *  *
   - Konrad!
   Chłopak się odwrócił. Nie krył zdziwienia.
- Kamil? O co chodzi?
- Proszę, porozmawiajmy.
- Właśnie to robimy - odpowiedział chłodno.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Proszę, chodź ze mną gdzieś, najlepiej do biblioteki, i porozmawiajmy.
- No dobra.

*  *  *
   - Więc o co chodzi? - zapytał Konrad. Byli w bibliotece. Oprócz nich, było tam może pięć osób plus pani bibliotekarka.
   - Męczy mnie ta cicha wojna, w której bierzecie udział ty i Klara. Wojna toczona przeciwko Klarze, Tobie. I przeciwko mnie. Nie zauważyłeś, że ja w niej udziału nie biorę? - Kamil był zdenerwowany. Ale nie dawał tego po sobie poznać. Mówił cicho, powoli, dobitnie. Podkreślał co ważniejsze, według niego, słowa. - Nie biorę w niej udziału i nie mam najmniejszego zamiaru się do niej przyłączyć. Myślę, że ona w ogóle nie powinna się rozpocząć. Nie sądzisz, że pora wywiesić białą flagę?
   Konrad spojrzał na niego spode łba.
 - Konrad, proszę cię. Chciałbym, żebyśmy znowu byli przyjaciółmi. Żebyśmy nigdy nie przestawali nimi być.
   Konrad milczał.
- Konrad... Proszę... Powiedz coś chociaż...
- Nie rozumiem cię - powiedział powoli. - Przecież my nigdy nie przestaliśmy być przyjaciółmi.
   Kamil wyszczerzył zęby w uśmiechu.

*  *  *
   Była cała zdyszana, nie mogła nabrać powietrza, osoba leżąca w sąsiednim łóżku zaczęła krzyczeć, nie wiedziała co, nie pamiętała.... Przyleciała do niej kobieta ubrana w biały fartuszek i wysoki mężczyzna, który zaczął dotykać jej spoconego czoła. Wyszli. Słyszała jedynie głos tej kobiety. 
- Zadzwonię do Gandalfa, na pewno ucieszy się, że Klara wreszcie się obudziła - powiedziała.
   Otworzyła szeroko oczy.
- Gdzie ja jestem? - powiedziała sama do siebie, nie zauważając osobnika leżącego tuż obok .
- W szpitalu, straciłaś przytomność - odrzekł jej wysoki szatyn o wspaniałych morskich oczach, w których zakochała się od pierwszego wejrzenia. Jeszcze nigdy takich nie widziała...
- Ohm. Dziękuję.. - odpowiedziała zakłopotana, przykrywając się kołdrą, ponieważ dopiero teraz zauważyła, że jest prawie pół naga, ubrana jedynie w zwiewną białą sukienkę.
- Kim jesteś? - dodała.
- Mam na imię Nick - powiedział życzliwym głosem, po czym uśmiechnął się szarmancko i pokazał swoje śnieżno białe zęby. "Jest idealny. Czy ja się zakochałam? Nie.. przecież ja... kocham Konrada" - pomyślała po czym zerknęła na Nicka.
- Mówił ci ktoś, że jesteś piękna? - Rzekł z nutką romantyzmu, po czym delikatnie złapał jej dłoń.
- Nie... bo nie jestem. - odpowiedziała rozkojarzona jego błękitnymi oczami i szybko wyrwała z jego objęcia swoją dłoń. - Czy ty zwariowałeś?! - krzyknęła mimo, ze nie miałam żadnych powodów... on tylko złapał mnie za rękę. TYLKO.
- Wybacz, już taki jestem. Nie obojętny na ludzkie nieszczęście, a ty nie jesteś szczęśliwa. " Złoto może być czyste,  ludzie nie mogą być doskonali ". Ja przynajmniej nie jestem "czysty". Wybaczysz, mości Pani?
   "Chyba się rozpłynę.. Romantyk, poeta, dżentelmen. Ideał. Tak, zakochałam się, wybacz Konradzie".- pomyślała, po czym siadła na jego łóżku i przytuliła nieznajomego. Bała się, swojego snu, swojego pobytu w szpitalu. Była sama... 
   NIE była sama.
   Była Z NIM.

*  *  *
   - Ej, a słyszałeś ten: "Po mszy Jasio mówi do księdza:  Pańskie kazanie było zajebiste. Na co ksią..."
   Kamil urwał w połowie słowa. Zamarł w bezruchu.
- O co chodzi? - Zaniepokoił się Konrad.
- Co to jest?
   Kamil podszedł do małej szafki, stojącej koło jego łóżka. Oparta o budzik, leżała zgięta na pół,  śnieżnobiała kartka. Na wierzchu wykaligrafowany były trzy litery "K".
- Otwórz to.
   Sięgnął po kartkę. Przeczytał na głos.
                                 "Może w zagrożenie swoje uwierzycie,
                                   Gdy coś cennego dla siebie stracicie".

~~
 Famfary, prosz. Mamy nową autorkę, Wiktorię. Kolor fioletowy.

Dla ciekawych, kawał, który opowiadał Kamil:
"Po mszy Jasio mówi do księdza:
- Pańskie kazanie było zajebiste.
- Synu nie możesz tak mówić.
- Ale Pańskie kazanie było naprawdę zajebiste.
- Synu opamiętaj się, póki możesz!
- Było tak zajebiste, że postanowiłem dać 1000 zł na kościół.
- Pierd*lisz
."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz